sobota, 24 października 2009

Rozdział XL - Kondzio jak Yamakasi, base jumping i spadochroniarstwo...

Witamy czytelników po dłuższej przerwie. Kondzio wraca silniejszy, wspanialszy i bardziej ekstremalny niż kiedys!




04.07.2007 Środa


Tutaj widzimy Kozie Wierchy, gdzie ostatnio spadł turysta, młody gościu, przygotowany był dobrze, Łojant taki, ale niestety poślizgnął się, zdarza się, na szlaku turystycznym mało kto się wiąże, tam jest tylko szlak turystyczny. (osoba która się tam zabiła miała 52 lata)Podjechał i pooooszły konie po betonie. Chyba z 500 metrów leciał, pewnie wylądował na tej polance tam po Kozimi na tych kamorach tam pewnie poobijany.

Ale tak bywa, wszędzie możesz umrzeć, ludzie z wieżowców kurka skaczą ze spadochronami, to się nazywa „base jumping”. Z otwartym już spadochronem skaczą, z wysokich budynków z zamkniętym. Ja nie byłem w wojsku a skakałem spadochronem! Gdzie? No kurs się przechodzi, nie? Polega ten kurs na tym, że : „tu się zaczepiacie chłopaki, tu to podpiąć…”
Kurs przechodziłem w Akademickim klubie w Warszawie , przy AWF-ie , skakaliśmy z samolotu, z Antka, czyli AN-2 , ten taki popularny, i to był skok desantowy, czyli instruktor cię zaczepiał, samoczynnie się spadochron otwierał, tak jak wojskowe, że wyskakujesz ze samolotu i jest taka linka co ci sama spadochron odczepia, i skakałem z takich wysokich z 3 kilometrów, leci się 50 sekund bez otwarcia spadochronu, przy 1800 m już trzeba otworzyć spadochron, i musisz tam mieć na dłoni wysokościomierz, żeby wiedzieć gdzie jesteś. Jak wyskakujesz normalnie to liczysz 1001 ,1002 ,1003 i otwierasz po 3 sekundach wtedy. Antka się wyciągało na 100 metrów, skakałem paręnaście razy, na legitymacji studenckiej za grosze. Mówi mi kumpel- ty słuchaj, jest kurs spadochroniarski na AWF, ja mu mówię z moją wagą?? E tam, najwyżej nogi połamiesz!! Na spadochronie desantowym nie możesz ważyć z ekwipunkiem więcej niż 110 kg, a ja ważyłem trochę więcej  i tak nic się nie urwało, hehe. Sztuka jest sztuka, najwyżej się zabijesz jakoś to zatuszujemy. Byłem jednym z trzech, którzy z samolotu wyskoczyli bez wypychania, wrzasnąłem „Banzai” i wyskoczyłem!! Fruuuuuuu. Ale lądowanie to czułem w kolanach, bo nóg nie podciągnąłem , bo trzeba spaść na stopy i przewrót w przód zrobić przy lądowaniu, czasami się przez to spadochron owijał wokół ciała. Najgorsze to było składanie spadochronu, pierdolca szło dostać. Każdy składa swój spadochron i cała grupa na niego czeka, nawet i godzinę, potem to jeszcze każdy instruktor sprawdza. Wtedy jak skakałem z wysokości 3 kilometrów, to skakałem w grupie 6 skoczków, chwyciliśmy się za ręce i razem wyskoczyliśmy, taka gwiazdka się zrobiła a potem każdy sam leciał z prędkością 180- 200 km/h. Ludzie skaczą też z 6 km ale już z maskami tlenowymi żeby przytomności nie stracić, to angole wymyślili, dla wyższej adrenaliny, przy takiej wysokości jak cie szarpnie to potrafi bark urwać. Przy takim skoku AFF to już dużo się płaci, to jest swobodne spadanie, czyli skaczesz i otwierasz Se spadochron później, jeden twardziel z naszej grupy otworzył raz spadochron dopiero 200 m nad ziemią, ale to był zawodowiec, miał 2000 skoków za sobą, lekko tylko przypierdolił zwłokami, co miał złamać to już złamał. Raz się nam udało załatwić z wojskowymi i skakaliśmy z ekwipunkiem, woreczek przywiązany do nogi i kałach na ramieniu, bez zapasowego spadochronu, z 1500 metrów. Udało się nam to załatwić w jednostce bo mieli jakieś pokazy i ćwiczenia i paru podpitych żołnierzy przyszło z przepustki, to sztuka jest sztuka za 3 dobre Johnny Walkery się udało załatwić. Ktoś miał wejścia po prostu. Przy pasie saperka i trzy magazynki, i woreczek na 70 cm wisiał u nogi, i jak dotykał ziemi to czułeś że trzeba podkurczyć nogi, potem przewrotka i tyle.

Pamiętam jak raz mi się udało być na pokazie dla prasy i koncercie zespołu Living Colour w Warszawie, jak w radiu robiłem dostałem wejściówkę, bo nikt w radiu nie chciał, to było w takiej dyskotece w Warszawie, ale akustyka dobra. Półtorej godziny za darmo, nową płytę promowali. Cześć na razie!