poniedziałek, 8 listopada 2010

Rozdział LXXVIII 24.02.2008 Niedziela Wywiad z Hetfieldem , wahadło na Mięguszowieckim, wypadki samochodowe…

24.02.2008 Niedziela
Wywiad z Hetfieldem , wahadło na Mięguszowieckim, wypadki samochodowe…


Pamiętam mój wywiad z Hetfieldem jak mi się przyznawał że jest alkoholikiem i idzie na leczenie, to było w 1996 roku , podczas wydawania płyty „Load”, telefonicznie , wtedy ich Universal wydawał i wywiad zadedykowałem polskiemu przedstawicielstwu tej firmy, bo chciałem się umówić przez wytwórnie, to mi mówią:
- „E, Metallica, my ich mało sprzedajemy, bla, bla”, -jakąś gwiazdkę mi chcieli wcisnąć do wywiadu, ale ja im twardo mówię:
- „Ja chcę Hetfielda, a nie jakieś pipsie”
- „To się nie da” – mi mówią-
- „To walił was, kurka!”
Dorwałem numer do ich managementu do USA, no i bez problemu ich manager mnie umówił na telefon, tyle mnie to kosztowało co telefon do Stanów i przegadałem godzinę. Wtedy mu zadałem pytanie, że ja wiele ich koncertów widziałem, i na starych wychodziliście zawsze lekko zawiani, a potem już trzeźwi- to mi Hetfield odpowiedział że raz wyszli trzeźwi na scenę i się im spodobało! Pytał mnie o wrażenia z „Loada”, to mu mówię:
- „ Ale jak powiem prawdę to się rozłączysz”
- „Nie , wal”
- „No dziwię się że jak puszczam zespół który gra już 20 lat to słyszę Alice In Chains, a nie Metallikę”
To się zaczął bardzo śmiać z tego zdania, ale byłem wobec niego szczery. Pytałem go generalnie o muzykę, o nowa płytę, wywiad potem poszedł w radiu wraz z utworami z nowej płyty. Miałem go na wyłączność.

Tam, gdzie zginął teraz ten gościu, na Mięguszowieckim, to ja byłem, zrobiłem tam wahadło nawet! To jest szczyt koło…eee no tam jest w rzędzie: Zamarła, Koziegłowy no i Mięguszowiecki, bardzo trudna góra, on szedł na pewno południowo-zachodnią ścianą , ja tam zresztą spadłem , wahadło zrobiłem, leciałem 70 metrów, z prawej strony miałem trzy żebra złamane, z lewej dwa, bo się uprząż zacisnęła, dobrze że dolne żebra a nie górne bo bym miał płuca przebite, i mam teraz krzywo zrośnięte żebra, proponowali mi to łamać, wycinać, czasem gdy śpię na boku, to mnie bolą. W skali od 1-10 Mięguszowiecki to jest 8-9, ja uważam że to jest najtrudniejszy szczyt w Tatrach. 2,5 godziny mnie z tej ściany ściągali, a potem już na własnych nogach zeszedłem, z żebrami połamanymi, ciężko się szło, trochę bolało, ja do końca myślałem że jestem tylko lekko potłuczony, ale jak mnie do wozu wsadzili i pojechaliśmy do lekarza, po prześwietlenie patrzymy: 3 z tej strony, 2 z drugiej, wiesz kłuło mnie jak cholera, ale nie czułem nic więcej wiesz adrenalina i emocje. Później wyszedłem jednak na nią, udało się. Ja zawsze rejony koło Morskiego Oka miałem wybadane, a Mięguszowiecki to jest wyżej, to są Wysokie Tatry. Ludzie mówili zawsze że Kazalnica jest trudna, ale ja pamiętam że zrobiliśmy ją w dwie godziny, wspinaczka głównie, udało się nam z pogodą i z kondycją, a w zimie tam skręciłem kostkę bo poszedłem bez raków, i potem schodziłem skoczkiem, na jednej nodze. Więcej sam w góry nie poszedłem. Ja dużo ludzi w górach uratowałem, takich co w klapkach w góry chodzą, w spodenkach na Kasprowy szli , biznesmeni bankowcy z Poznania, to się dziwili , że w sierpniu w górach jest śnieg, i mówi mi taki gościu, że się zna na górach ,bo ogląda Discovery Channel!! To mu mówię : „Gościu wypierdalaj!!”
Ale wypadki zdarzają się wszędzie, na przykład na rajdach sam miałem dwa wypadki : raz wyjechaliśmy na drzewo samochodem, bo za ostro wziął kumpel zakręt, jego wina, ja byłem pilotem i mu mówię: „5+b , bez cięcia”, a on go ściął i rąbnęliśmy w drzewo, on wyszedł o własnych siłach, a mnie zakleszczyło, to musieli mnie wyciągać, a samochód się już palił, to był sportowy Fiat 132, z silnikiem z Mirafiori, specjalny na rajd, ale z ubezpieczenia nam oddali więcej niż samochód warty był, a potem mieliśmy dobrego, niezgnitego poloneza , z silnikiem V8 z Taurusa, umieszczonym z tyłu, tam gdzie siedzenia były, koło niego 3 chłodnice, w tym jedna z Jelcza, taka dupna, a z przodu miał ołowiane płyty donitowane, żeby go dociążyć. A drugi wypadek to tym, maluchem na trasie, dachowałem na opony na rajdzie, w Słomczynie to było.
Pamiętam wtedy mi szef w radiu mówił: „popatrz , ty wydajesz na samochody, a ja na panienki kasę” . Co miesiąc miał inną laskę, a ja miałem inny samochód hehe. Pamiętam jak zrobił imprezę integracyjną, hoho, to było radiowe spotkanie, i wtedy kopiarka poleciała z 10 piętra, biurowiec koło Grand Hotelu. (patrz cz. IV 31.01.08) .
Wszyscy upaleni, spici, to była impreza, ktoś w pokoju panienkę obraca, ktoś na klatce wali panienkę od tyłu, ale ja wtedy miałem kobietę i byłem wierny.
- „To czemu już z nią nie jesteś??”
- „ Zmarła”
- „???????????????????????????????????Nic nie mówiłeś nigdy”
- „Bo nie pytałeś. Chłonniaka miała-rak węzłów chłonnych. Z powietrza się to wzięło, genetyczne obciążenie, rodzice też chorowali na nowotwór. Po śmierci ważyła 20 kg. Zacząłem pić po jej śmierci, i dopiero wytrzeźwiałem jak się sesja zaczęła. To była koleżanka z farmacji, ale no Ce La Vie”.

A co do wojska i służby to się cieszę że nareszcie robią zawodowe, ja miałem kategorię B, i pamiętam jak przychodzę na rozmowę z chorążym:
- „Nie chcemy iść do wojska?”
- „Nie wiem jak pan, bo ja to nie!”
- „Studiujemy?”
- „Nie, ja studiuję, pan nie!!”
To się czerwony zrobił, ale wbił mi rezerwę, i jak wychodziłem zaśpiewałem na cały głos „Rezerwę” pod budynkiem.
Ja wolałem jechać do Legionowa pod Warszawą, na prywatną strzelnicę, tam strzelałem z Kałacha, strzelałem też ze snajperki Dragunow, do 800 metrów trafia celnie, dupne pociski z rdzeniem uranowym, z 500 metrów przebija płytę metalową, to jest dobre na zamach na prezydenta, z Hoeckner Koma, ale z Kałacha najlepiej, trzymaj się cześć, idę na obiad!!”

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Nie ma to jak kolejna porcja przygód z życia niestrudzonego wędrowca i reportera. Przy kominku, na jesienne wieczory, albo do flaszki...

Redakcja. pisze...

ostatnio nasz bohatyr przeżywa na nowo przygody z Pikami: Lenina,Komunizma,Róży Luksemburg ( nie mamy pewnośći czy takowy istnieje),Tierieszkowej(j/w)....oraz wieczory spędzane w Tatrach

Anonimowy pisze...

Ciekawe czy James pamieta ten wiekopomny moment w swej karierze???