piątek, 16 listopada 2007

ROZDZIAŁ XVI

47.04.04-Kondzio Meloman-Ja jestem prawdziwy meloman. Co tydzień czatuję we wtorki na koncerty a Anty radiu i nagrywam je na kasety Hiphopowe, kupione u Darka D. za złotówkę. Wszystkie koncerty nagrywam na oryginalnym jamniku Philipsa kupionym za 10 złotych na targu, bo jest dół na baterie wyrwany.
Kondzio w bractwie rycerskim walczy wszystkim m in. Mieczem obusiecznym który waży 7 kg , walczy nim na cepy. Treningi mieli w Bielsku prowadzone przez Anglika po jednej walce z nim miał wstrząs mózgu a Anglik wyszedł po walce z trzema złamanymi żebrami. Walczył tez w Biskupinie w zbroi płytowej morgenszternem i zasłaniał się małą tarczą ale tam nie lubi jeździć gdyż tam są sami bogaci faceci po 50 którzy kupują w Czechach miecze po 5000 euro.
Konno też Kondziu walczył ale szabla kawaleryjską musiał mieć specjalnego konia by nie bał się świstu szabli konia takiego miał z Walewic ( między Łańcutem a Warszawą )
Gdy był pod Grunwaldem wtedy nie brał udziału w bitwie tylko był na pokazach gdyż miał złego konia, który bał się świstu szabli podobnie jak koń Wielkiego Mistrza który spłoszył się po wystrzale z armaty. Wielki Mistrz spadł z konia i złamał sobie 2 nogi nie mogli go podnieść w jego zbroi , wynosili go na noszach i przyjechała po niego karetka polonez która śmiesznie wyglądała na polu walki.
Kiedyś jechał z kolegami Poldkiem ujarani trawką i pijani tylko kierowca trzeźwy. Na zakręcie zderzyli się ze Skodą Fabią, w której było 2 staruszków. Kolega wychodzi z wozu i do kierowcy mówi: ”Dziadku zderzmy się tak jeszcze raz, fajnie było”. A żona tego dziadka mówi: „Kaziu uciekajmy to jacyś szataniści”. Kondzio jechał wtedy, jak na prawdziwego łojanta przystało, w bagażniku.

KOLEJNA DAWKA GÓRSKICH OPOWIEŚCI KONDZIA :

W góry to trzeba mieć: jakieś buty wspinaczkowe, przynajmniej 2 numery mniejsze, czekan , młotek, trochę gwoździ, trochę linek trochę ten tego.
PIK LENINA II : podejście było tam turystyczne ale wydolnościowe, jak na Mnicha. Tam nie ma ludzi, nie ma nic, jest cisza, spokój, widoki. Byliśmy w lecie i tam było -10 stopni. Także było trochę zimnawo. Ja se zrobiłem taki kurs wspinaczkowy, wiesz taki prosty, jak linę związać, jak karabińczyk zapiąć. Akurat związałem się gościem, który się na tym zna-Krzysiek nawet w Himalajach był. Gdzie? Na Czomolungwie. A co to jest? To jeden z ośmiotysięczników- patrząc od południa jest Everest, K2 i Czomolungwa. Przed wyjazdem na Pik Lenina ze 2 lata chodziliśmy po Tatrach, Krzysiek zobaczył, że się czegoś nauczyłem i za 2 tygodnie mi mówi: „Zbieraj się, wszystko jest nagrane, kasa jest, jedziemy”. No to dzwonię do domu a matka się pyta „Przyjedziesz?”, no nie mamo studia jeszcze jakieś poprawki mam. A ja już do Moskwy leciałem. A gdzie jest Pik Lenina? Jak się kończy kontynentalna Rosja, zaczyna się Ural, to trzeba przez Ural przelecieć i lądowanie jest w Ałma-Acie. Potem z Ałma Aty jest różnie, może być autobus za 10 dolców, tak nas podrzucili w góry. Ale tam są wiesz problemy wiesz jak w Czeczenii, te sprawy. Przyjeżdżamy patrzymy a tu budynek straży granicznej, i się okazało ze to baza jest. Przespaliśmy się tam z godzinkę i rano wiatr dobry, pogoda znośna, spróbować można. Szliśmy 6 godzin , 5 podejście, 1.5 wspinaczka. Piliście jakiś rumik na szczycie? Nie, nie wolno, żyły się rozszerzają jak się pije. Wtedy zresztą było załamanie pogody-wydaje Ci się ze jest ciepło, siądziesz na chwilę i po tobie –zamarzasz.
A przecież psy bernardyńskie noszą na szyi rum w beczkach? To nie rum, to wino z korzeniami. Przez alkohol wiele ludzi w górach zostało. W Ałma Acie to było pięknie- to kiedyś był Związek Radziecki, a teraz to jest Baszkirska Republika Samorządowa, coś jak Czeczeńcy, tylko bardziej cywilizowani. Ałma Ata to potężne miasto, ten kraj to w ogóle w połowie jest muzułmański, tam Cię mogą porwać dla okupu, dlatego tam turyści nie jeżdżą.
Ałma Ata i w ogóle Baszkir to tam się piorą od 15 lat. My tam byliśmy w 1997 roku i było akurat w miarę spokojnie, ruscy to kontrolowali. A piliśmy dopiero w pociągu w ekspresie moskiewskim jak wracaliśmy-18 godzin to się wtedy wytoczyliśmy z pociągu.
Ałma Ata i pobliskie szczyty.

Na drugi dzień po zdobyciu Piku Lenina to Ja wstać nie mogłem, zakwasy kurka miałem. No ale tak- 4,5 godziny zejście, a ostatnie 200-300 metrów to na dupie zjechałem. Mam nadzieję że w tym roku Krzysiek przyjedzie- 3 lata nie byłem w wysokich górach. Wyprawa kosztowała mnie 4 tysiące złotych.
Byłem też na Piku Komunizma -5000 metrów – to najwyższy szczyt na jakim byłem. To też jest w Baszkirze, ale tam już mieliśmy butlę tlenową, od 4000 metrów wzwyż, bo tam jest bardzo rozrzedzone powietrze było, no i heparyna na wstrząsy.

((HEPARYNA- Jest naturalnym czynnikiem, zapobiegającym krzepnięciu krwi w naczyniach krwionośnych , działając hamująco na wszystkie jego etapy, Heparyna jest stosowana jako lek zapobiegając tworzeniu się skrzeplin, standardowo stosowany u chorych poddawanych zabiegom chirurgicznym i unieruchomionym z powodu choroby.))

No i mieliśmy takie coś wiesz specjalne co się wstrzykuje, kurka jak się ten lek nazywa. Bo od 4500 metrów się zaczyna w górach Strefa Śmierci- tlenu Ci brakuje, dostajesz rozedmy płuc, płuca wypełniają się płynem. Więc albo pijesz wodę, co na jakiś czas pomaga, albo bierzesz ten specjalny lek, który wyrzuca ten płyn z płuc.

Brak komentarzy: